wtorek, 26 maja 2015

Potrzebuję Cię, Mamo


Pamiętajcie aby dać dzieciom czas na obserwowanie mamy i taty.

Ile godzin w ciągu dnia spędzasz ze swoim dzieckiem, liczy się ilość  i jakość czasu!!!!!!
  
Ile godzin dziennie Twoje dziecko ma na obserwowanie Ciebie - mamo, tato, ile ma czasu aby uczyć się od ciebie jak bawić się kiedyś ze swoimi dziećmi, jak czytać im książki aby chciały słuchać, jak rozpoznawać i wyrażać emocje, jak okazywać miłość, smutek, strach, ból, jak kochać, jak opiekować się dzieckiem w chorobie, jak słuchać kiedy ktoś do mnie mówi  ...

 



Nie płacz, przecież nic się nie stało. - Nie znoszę tego stwierdzenia!


http://dziecisawazne.pl/nie-jest-powod-placzu-czyli-kto-decyduje-o-wartosci-uczuc-dziecka/

 

Mama, tata i pięcioletnia córeczka siedzą w kawiarni, piją herbatkę, jedzą smakołyki. Dziewczynka zauważa w drugim pomieszczeniu mały plac zabaw dla dzieci i pyta rodziców, czy może się pobawić. Rodzice się zgadzają. Przed odejściem dziewczynka prosi rodziców, by nie ruszali jej ciastka: nie próbowali, nie częstowali się – tylko poczekali na nią. Rodzice potwierdzają, jednak dla pewności dziecko pyta najpierw mamę, a potem tatę: „Ale obiecujesz?”. Oboje potakują.

Mama i tata rozmawiają przy herbacie, dziecko bawi się w drugim pomieszczeniu. Gdy tata zjada swoje ciastko, z ciekawością przygląda się ciastku córki i mówi do partnerki: „Ciekawe, czy dobre”. Kobieta odpowiada: „Nie ruszaj, przecież obiecałeś”, na co mężczyzna mówi: „Oj, tylko jeden kawałek, resztę zostawię”.
Gdy córka wraca, zauważa brak kawałka swojego ciastka. W jej oczach widać rozczarowanie, a po chwili pojawiają się smutek i złość. Pyta rodziców: „Gdzie moje ciastko?”, „Kto zjadł kawałek?”. Gdy tata odpowiada: „Ja, ale tylko jeden mały gryz, reszta czeka na ciebie”, dziewczyna krzyczy: „Obiecałeś!” i płacze.
Próby uspokojenia dziecka nie przynoszą rezultatu, a po chwili tata mówi do córki: „Kochanie, co to, to nie. Ciastko nie jest powodem do płaczu. Płaczemy, gdy dzieje się coś poważnego lub gdy coś nas bardzo boli, gdy jesteśmy poważnie chorzy, a nie z powodu kawałka ciastka. To nie jest powód do płaczu!”.

Przyjrzyjmy się tej sytuacji z perspektywy rodzica i oczami dziecka

  • Z perspektywy rodzica

Domyślam się, że ani tata, ani mama nie mieli złych intencji. Wspólnie z radością spędzali czas, zapewne dobrze się bawili i chcieli nacieszyć się tą chwilą. Z przyjemnością pili wspólnie herbatę i zajadali smakołyki. Pyszne wypieki mogły rozbudzić w nich, a szczególnie w tacie, chęć dogadzania sobie, próbowania nowych smaków i potrzebę przyjemności. Prawdopodobnie dlatego tata delikatnie nadgryzł ciastko córki. Nie chciał jej sprawić przykrości i w swoim odczuciu nie złamał obietnicy – nie zjadł całego ciastka (choć mógł mieć na nie ochotę). Spróbował tylko kawałek i powstrzymał się od zjedzenia reszty, dotrzymując słowa.
Gdy dziecko zaczęło głośno i dobitnie rozpaczać z powodu brakującego kawałka, mężczyzna mógł poczuć zmieszanie, irytację, może nawet zawstydzenie lub rozgoryczenie. Być może potrzebował współpracy, łatwości, cieszenia się chwilą.
Co mogło stać za słowami: „To nie jest powód do płaczu”? To zdanie często wypowiadane przez rodziców czy w ogóle przez dorosłych do dzieci. Być może ten mężczyzna sam je słyszał w dzieciństwie i jako dorosły nie zastanowił się, co tak naprawdę znaczy. W tym konkretnym momencie potrzebował harmonii i jako sposób, by ją osiągnąć, wybrał uspokojenie córki tymi właśnie słowami.
  • Z perspektywy dziecka

Dziewczynka kilkakrotnie upewniała się u rodziców, że jej ciastko będzie na nią czekało nietknięte. Zależało jej w tym momencie na dobrej zabawie na placu zabaw i jednocześnie na ustaleniu zasad pozostawienia smakołyku pod opieką rodziców. Dlatego dopytywała – chciała mieć pewność, że jej smakołyk będzie bezpieczne na nią czekał. Co mogła czuć? Była zapewne zrelaksowana i pogodna. Potrzebowała zabawy, jasnych zasad i bezpieczeństwa. W relacji rodziców i dzieci bardzo ważne jest zaufanie, szacunek dla potrzeb oraz uczuć i maluchów, i dorosłych, przewidywalność – dzięki temu dzieci czują się stabilnie i mogą się bezpiecznie rozwijać emocjonalnie. Rodzice to przecież najważniejsze osoby w życiu dziecka. Gdy więc coś mówią, ono chce im w pełni zaufać, wierzyć, że dotrzymają ustaleń czy obietnic.
Oczywiście, zawsze może się zdarzyć, że obiecując coś jako rodzice, wyrażamy intencję, że coś zrobimy lub nie zrobimy, ale z czasem sytuacja ulega zmianie i ustalenia nie mogą być dotrzymane. Na przykład dziecko pyta: „Czy możesz obiecać mi, że po przedszkolu pojedziemy do babci?”. Jeśli tego akurat dnia popsuje nam się auto i odwiedziny u babci nie będą możliwe, dziecko może oczywiście powiedzieć: „Ale obiecałeś!”. Wówczas warto porozmawiać o intencji, z jaką obiecywaliśmy, i o tym, jak sytuacja się zmieniła. O tym, że nadal zależy nam na wizycie u babci i jednocześnie nie mamy jak się do niej dostać. Warto też ustalić nowy, potencjalnie możliwy termin takiej wizyty, by dziecko wiedziało i czuło, że dotrzymywanie obietnic jest dla nas ważne oraz że jego prośby traktujemy poważnie i na równi z własnymi potrzebami.

Dotrzymywanie obietnic

Wróćmy jednak do sytuacji w kawiarni. Można by próbować uzasadniać, że tata, obiecując, nie wiedział, jak dużą będzie miał ochotę na ciastko. Dla nas jednak kluczowe jest, by obietnice składne dziecku były traktowane na równi z obietnicami składanymi dorosłym oraz by mieć świadomość, dlaczego dotrzymywanie obietnic jest dla dziecka ważne. I nawet jeśli nie uda nam się słowa z ważnych czy mniej ważnych powodów dotrzymać, zawsze warto z dzieckiem porozmawiać i wyjaśnić, jaką swoją potrzebę próbowaliśmy zaspokoić, łamiąc obietnicę.
Zastanówmy się, jak czuła się dziewczynka, gdy usłyszała słowa: „To nie jest powód do płaczu”. Była bardzo smutna, rozczarowana, a może nawet zła. Gdy tata powiedział, że płaczemy tylko wtedy, gdy coś nas poważnie boli, dziewczynka mogła pomyśleć (ja przynajmniej tak sobie pomyślałam): „Ależ mnie boli, i to bardzo, serce – jest złamane, jest mi bardzo źle i to jest poważne. Chodzi o ciastko, o coś dla mnie ważnego w danym momencie!!!”. Czego potrzebowała? Być może przewidywalności, bycia zauważoną i wysłuchaną, potrzebowała zaufania i bezpieczeństwa, a także szacunku dla siebie i swoich potrzeb.
Całe jej ciało mówi, że stało się coś ważnego, dlatego płyną jej łzy i się złości. Gdy w takim momencie jedna z najważniejszych osób mówi jej, że to nie jest powód do płaczu, że to nie jest wystarczająco ważne czy poważne, co wówczas może dziewczynka pomyśleć o sobie i zaufaniu do siebie? W sytuacjach, w których dorosły podważa lub wręcz zaprzecza temu, co czuje i czego doświadcza dziecko, ono, by się dostosować, potrzebuje się wycofać, ukryć swoje uczucia, zaprzeczyć im, zrezygnować z kawałka siebie. Nie sprzyja to rozwijaniu zaufania do siebie, pewności siebie czy umiejętności wyrażania uczuć i potrzeb ani stawiania własnych granic.

Wspierające słowa

Oczywiście w świecie dziecka inne sprawy są istotne niż w świecie dorosłych. Nie porządek będzie najważniejszy, lecz dobra i kreatywna zabawa. Nie dwugodzinny obiad z wujkami i dziadkami, lecz pójście z kolegami z wakacji na pizzę. Nie kolejna długa mozolna wycieczka w góry z rodzicami, lecz cały swobodny dzień nicnierobienia z kolegami na podwórku. I nie zawsze jest ważniejsze, co wybierzemy, lecz w jaki sposób o tym będziemy rozmawiać i jak będziemy to ustalać.
Słowa, które wypowiadamy do innych, a szczególnie dzieci, mają znaczenie. Mogą dodawać siły, wspierać rozwijanie skrzydeł ku szczęściu i wierze we własne możliwości lub je podcinać.
I choć wiele jest takich zwrotów, które mimo dobrych chęci jakby mimowolnie wydostają się z ust rodziców, ot, choćby „Nic wielkiego się nie stało”, „To nie jest powód do płaczu”. Warto odpowiedzieć sobie na pytania:
  • Co ja jako rodzic tak naprawdę chcę teraz powiedzieć dziecku?
  • O jakich potrzebach chcę mu powiedzieć, jakie wartości chcę mu przekazać?
  • A także na ile takie stereotypowe zwroty wspierają budowanie z dzieckiem relacji opartej na wzajemnym szacunku, zaufaniu i bezwarunkowej akceptacji?


poniedziałek, 25 maja 2015

Małe i duże emocje. warsztat z cyklu ABC rodzicielstwa bliskości.


 https://www.facebook.com/AgnieszkaSteinDziecko?fref=ts

W ostatni weekend maja zapraszam do Wrocławia na warsztat poświęcony emocjom. I drugi o motywacji, do którego link w komentarzu.

Małe i duże emocje. Drugi warsztat z cyklu ABC rodzicielstwa bliskości.
30 maja o 11:00
Zakrzowska 29 w mieście Wrocław-Psie Pole  


Emocje często sprawiają kłopoty w relacjach między dorosłymi i dziećmi. Rodzice chcą wspierać dzieci w kontrolowaniu i wyrażaniu emocji, a bardzo często sami mają z tym trudności.
Warsztat będzie służył poszerzeniu wiedzy uczestników o tym, skąd biorą się emocje i jak można sobie z nimi skuteczniej radzić. Potrenujemy różne sposoby na opanowanie gorących emocji, zarówno swoich własnych jak i tych pojawiających się u dzieci.
Uczestnicy warsztatu dowiedzą się:
Jak można nauczyć dzieci korzystania z emocji?
Co dzieje się w mózgu dorosłego i dziecka, gdy przeżywa silne emocje i kiedy sobie z nimi radzi?
Będą też mieli okazję polubić wszystkie trudne emocje i docenić ich udział w swoim życiu.


Smoczek - Tak czy nie? Co warto wiedzieć? część 2


http://www.ciazowy.pl/artykul,smoczek-silikonowy-przyjaciel-czy-wrog-dziecka,1027,1.html

Smoczek – silikonowy przyjaciel czy wróg dziecka?  



Niemowlę ma naturalną potrzebę ssania, powstałą jeszcze w łonie matki. Nic więc dziwnego, że tak niechętnie rozstaje się ze smoczkiem i szybko znajduje zamiennika – własny kciuk. Ale czy silikonowa zabawka jest mu właściwie potrzebna?
Odruch ssania wykształca się u dziecka w 11 tygodniu życia płodowego. Jego podstawowym przeznaczeniem jest przygotowanie żuchwy noworodka do spożywania pokarmu poprzez ssanie piersi matki. Karmienie piersią jest niezbędne dla rozwoju mięśni twarzy dziecka – podczas laktacji korzysta ono z aż 40 mięśni (podczas gdy ssanie smoczka czy butelki wymaga koordynacji zaledwie 4). Potrzeba ssania u niektórych maluchów jest jednak na tyle silna, że zwykłe karmienie jej nie zaspokaja. Rodzice są już zazwyczaj na to przygotowani – zakup smoczka jest jednym z wielu etapów sporządzania wyprawki. Często już w szpitalu położne podpowiadają, by zapoznać dziecko ze smokiem – dla jego dobra i spokoju rodziców. Tym sposobem maluch przywiązuje się do smoczka i rzadko kiedy pozwala go sobie odebrać bez walki. Potrzeba ssania maleje lub całkiem wygasa po szóstym miesiącu życia.  Coraz więcej współczesnych rodziców jeszcze przed narodzinami dziecka podejmuje świadomą decyzję, aby w ogóle malca nie uczyć ssania smoczka. I wielu z nich z próby tej wychodzi zwycięską ręką, a ich maluchy od samego początku świetnie radzą sobie bez silikonowego przyjaciela. Są jednak dzieci, które mają tak silną potrzebę ssania, że jeśli nawet podejmie się decyzję o niepodawaniu smoczka, szybką znajdą jego zamiennik – własny palec.

Negatywne skutki używania smoczka
Co prawda producenci smoczków z pewnością nie muszą martwić się o spadek popytu na ich produkt, jednak coraz więcej rodziców próbuje dziś zrezygnować lub przynajmniej ograniczyć używanie smoczka u swoich dzieci. Dzieje się tak m.in. dlatego, że najnowsze badania logopedów za jedną z przyczyn wad zgryzu i wymowy u kilkuletnich dzieci uznają właśnie długotrwałe ssanie smoczka. Nie jest to jedyny minus silikonowych zabawek. Za najczęstsze wady stosowania smoczków uważa się:
  • ryzyko zaburzenia poprawnego odruchu ssania piersi matki – konsekwencją tego może być spowolnienie laktacji, wywołane brakiem chęci lub leniwym ssaniem pokarmu przez dziecko,
  • problemy ortodontyczne – wady wymowy i zgryzu, których początek leży m.in. w nieprawidłowym lub zbyt silnym odruchu ssania smoka, a także z jego niewłaściwego dobrania,
  • zagrożenie cytomegalią – chorobą przenoszoną przez ślinę np. rodziców, oczyszczających w ten sposób smoczek przed włożeniem go do buzi dziecka,
  • możliwość uczulenia na lateks lub inną substancję, z której jest wykonany smok,
  • kłopoty z komunikacją u dzieci, które zbyt długo używają smoczka – zdarza się, że maluchy te mniej chętnie i rzadziej mówią, a ich kontakt z otoczeniem jest mniej ożywiony.

 Rozstanie ze smoczkiem:

Niestety, takie historie nie należą do rzadkości. Dobrze jest więc jak najwcześniej podjąć odpowiednie kroki:

  • wyeliminować przyczyny ssania kciuka – np. gdy dziecko jest przygnębione czy marudne, pobyć z nim, pobawić się, zająć je czymś,
  • zakupić „gorzki paluch”, czyli preparat, którym smaruje się paluszki i paznokcie dziecka – nie jest on niebezpieczny dla zdrowia (nie uczula), a może zniechęcić dziecko do wkładania paluszka do buzi,
  • delikatnie wyjmować palec z buzi, tłumacząc (choćby w żartobliwy sposób), dlaczego nie powinno się go ssać,
  • trzymać rączki dziecka w swoich, gdy lądują one w buzi w sytuacjach napięcia (np. podczas oglądania bajki),
  • znaleźć zamiennik, którym można zająć rączki dziecka, taki jak ciastolina, piłeczka czy niezbyt twarda (aby nie podrażnić dziąsełek) zabawka.

I, co najważniejsze, należy pamiętać, że odruch ssania jest naturalną potrzebą dziecka i że wymaga ono w okresie rozstania się ze smoczkiem czy kciukiem wsparcia i cierpliwości rodziców.

http://www.edziecko.pl/pierwszy_rok/1,79402,3852792.html

Smoczek nie powinien zastępować dziecku uwagi, troski i bliskości rodziców. 
Każdy mały ssak lubi ssać. Dziecko przychodzi na świat z odruchem ssania - tak wyposażyła je natura i dzięki temu może przeżyć. Błogie chwile przy piersi, bliskość ciepłej mamy, pełny brzuszek - najpiękniejsze przeżycia kojarzą się noworodkowi właśnie ze ssaniem. Ssanie jest dla malucha nie tylko sposobem odżywiania - zaspokaja też potrzebę bezpieczeństwa, ciepła, bliskości, koi i dostarcza miłych wrażeń, kiedy dokuczy nuda i brak atrakcji. Jednym słowem - sama przyjemność. Nic dziwnego, że kiedy maluch jest zmęczony, znudzony, samotny, zdenerwowany - chce ssać.

Wszystkie dzieci mają potrzebę ssania i dla wszystkich jest to wielka frajda. Jednak niektórym maluchom wystarcza ssanie piersi podczas karmienia i łatwiej znoszą chwilowy gorszy nastrój. Inne chciałyby się natychmiast pocieszyć, a ssać mogłyby bez przerwy. Zależy to od temperamentu, a może także od przebiegu ciąży i porodu. Nie bez znaczenia jest też atmosfera w domu i to, jak mama odnajduje się w nowej roli.

Niezależnie od przyczyn są dzieci, które lubią spędzać czas wyłącznie przy piersi i stanowczo protestują przeciwko wszelkim innym zajęciom. Niektórym mamom to nie przeszkadza, potrafią sprostać wymaganiom fanatycznego ssaka i mają oparcie w rodzinie, która bierze na siebie domowe obowiązki. Inne jednak nie czują się dobrze z dzieckiem przy piersi 24 godziny na dobę, chciałyby mieć chwilę na ugotowanie obiadu.

Potrzeba ssania najsilniejsza jest między drugim a czwartym miesiącem życia, potem stopniowo słabnie. Incydentalne podawanie smoczka w tym wieku, wyłącznie w sytuacjach kryzysowych np zasypiania, nie powinno dziecka uzależnić. Jeżeli smoczek towarzyszy mu tylko przy zasypianiu, to właściwie nie ma się czym martwić, pod warunkiem że pamiętamy, by wyjąć go z buzi, kiedy tylko maluch uśnie. Warto też pomyśleć o przyjemnych rytuałach związanych z zasypianiem, na tyle atrakcyjnych, żeby maluch bez bólu zrezygnował ze smoczka.

 Trzeba odzwyczaić dziecko od smoczka, zanim wyrosną mu mleczne zęby.

Oczywiście, tak byłoby najlepiej. Ale czasem bywa inaczej. Łatwo przegapić moment, w którym maluch zaczyna traktować smoczek jak coś w rodzaju przytulanki. Niepokojące jest, jeśli dziecko bardzo często ssie smoczek w ciągu dnia i jest to dla niego jedyny sposób radzenia sobie z napięciem czy stresem.

Jeżeli chcemy odzwyczaić dziecko od smoczka, to powinniśmy się zastanowić, dlaczego tak bardzo mu na nim zależy. Takie nadmierne przywiązanie do smoczka musi mieć przecież swoją przyczynę.

Może maluch nie ma dość nowych wrażeń, zabaw z rodzicami, spacerów, które są okazją do poznawania świata? Może brakuje mu ciepłej, bliskiej więzi z mamą, czytania książeczek i baraszkowania? Może w domu panuje nerwowa atmosfera albo zaszła jakaś ważna zmiana? Może wreszcie dziecko ma nieuporządkowany rytm dnia, a w jego codziennym życiu brakuje kojących rytuałów? Zastanówmy się, co mamy mu do zaproponowania zamiast smoczka.

 Smoczek to knebel, wygoda dla matek, które nie zajmują się dziećmi.

Ta opinia, choć wyrażona dosyć drastycznie, bywa, niestety, prawdziwa. Nie można dawać smoczka zamiast zainteresowania, przytulania, zabawy. Popłakujący maluch informuje nas, że coś jest nie tak, że jest mu niewygodnie, za chłodno, za ciepło, że boli go brzuszek, że jest głodny, znudzony, samotny. Wtykanie smoczka przy każdej okazji, zanim pomyślimy, o co dziecku chodzi, zanim zaspokoimy inne jego potrzeby, jest jak powiedzenie: "Odczep się i nie zawracaj mi głowy". Nie sprzyja to tworzeniu się głębokiej więzi między maluchem a jego mamą.

Smoczek powoduje wady zgryzu.

Rzeczywiście, smoczek może powodować wady zgryzu - najczęściej tyłozgryz i zgryz otwarty, rzadziej przodozgryz. Żeby do tego nie doszło, lepiej kupować smoczki o kształcie anatomicznym przypominającym kobiecą brodawkę wraz z otoczką i dbać o to, by dziecko miało smoczek w buzi jak najrzadziej i jak najkrócej.

Czy kciuk jest lepszy niż smoczek?

Ci, którzy tak twierdzą, podkreślają, że ssanie kciuka jest bardziej naturalne, a poza tym dziecko może sobie samo włożyć palec do buzi (albo go wyjąć), nie jest więc zdane na rodziców jak w przypadku smoczka. A i oni dzięki temu unikną kłopotów z ciągłym szukaniem zgubionego smoczka, podnoszeniem go, myciem i wyparzaniem.

Ssanie kciuka ma jednak znacznie gorszy wpływ na zęby - deformuje nie tylko zgryz, ale również kształt podniebienia i ustawienie dolnej szczęki. Poza tym łatwiej odzwyczaić malucha od smoczka niż od ssania kciuka.

Ssanie smoczka ma niekorzystny wpływ na laktację.
Za tym poglądem przemawiają dwa argumenty. Po pierwsze, że smoczek zaspokaja potrzebę ssania i maluch przy piersi robi się leniwy i nie chce ssać, co zaburza delikatny mechanizm laktacji, po drugie zaś - że ssanie smoczka wymaga zupełnie innej techniki i dziecko oducza się prawidłowego ssania piersi. Oponenci twierdzą, że przecież niemowlę nie naje się smoczkiem i chętnie będzie ssało pierś, a smoczek o kształcie anatomicznym nie powinien źle wpływać na technikę ssania.
Kto ma rację? Wydaje się, że najlepiej nie dawać smoczka najmłodszym niemowlętom, dopóki nie wprawią się w ssaniu i nie zgrają z piersią. Wprawdzie ten proces trwa nieprzerwanie, bo laktacja dopasowuje się do zmiennych potrzeb malucha, ale jej mechanizm najłatwiej jest zaburzyć na samym początku. Lepiej też nie dawać smoczka dzieciom, które źle przybierają na wadze albo mają trudności ze ssaniem piersi. Nie powinno się go także dawać zamiast piersi, wtedy kiedy dziecko jest głodne, ani skracać karmienia, proponując smoczek.


czwartek, 21 maja 2015

Praca ...


A i J 2 lata i 5 miesięcy

Każdego dnia chłopcy z niecierpliwością czekają do 15.30 na powrót z pracy taty.

Dziś
A: Tato byłeś w pracy?
tata: tak, ty też chciałbyś iść do pracy?
A: Nigdy, w życiu! (2 lata i 5 miesięcy)

poniedziałek, 18 maja 2015

Moje ciało podarowało 3750 litrów mleka

http://mataja.pl/2015/05/mlekoteka/#comment-173321

 

Podarowałam do dziś ok 3750 litrów ciepłego świeżego i słodkiego mleka :) moim dzieciom, a karmienie chłopaków trwa nadal
Ile w tym zdrowia, miłości, więzi, i jakie oszczędności dla domowego budżetu :)

Nawiązując do poprzedniego posta, karmienie piersią to nie tylko dostarczanie mleka, to przede wszystkim zdrowie, fizyczne i psychiczne!!!!!! 

Dziękuję Bogu za możliwość karmienia, którą wykorzystuję :) 

niedziela, 17 maja 2015

Smoczek, kciuk, a może pierś ... część 1

http://www.przytulmniemamo.pl/vertical-rodzicielstwo-bliskosci/vertical-prawidlowy-rozwoj-noworodkow-i-niemowlat.html

Czy można rozpoznać ryzyko zaburzeń rozwojowych u noworodków i niemowląt?

Można. Pod warunkiem, że zapomnimy o mitach na temat rozwoju dziecka przekazywanych z pokolenia na pokolenie i odrzucimy współczesne teorie na temat „hodowli” i „tresury” geniuszy. Teorie stworzone przez cywilizację i intelekt, który głęboko ingeruje w instynkt. Ta ingerencja spowodowała, że bardzo głęboko naruszyliśmy nasze wrodzone zdolności. Tak bardzo, że zostały one niemal zapomniane.
Postęp, nowatorstwo, wydajność, prędkość powodują taką presję, że zaspokajanie naturalnych potrzeb coraz częściej uważamy za stratę czasu.

A noworodek i niemowlę stały się kimś w rodzaju wroga, który musi zostać pokonany przez matkę. Obecnie panuje przekonanie, że zaspokajanie potrzeb dziecka zepsuje je, a przeciwstawianie się mu służy jego poskromieniu - czyli pokazaniu, kto tu rządzi.
Rodzicielstwo to nie wojna
Młodzi rodzice toczą wewnętrzną walkę, miotają się między swoimi naturalnymi instynktami zaspokajania potrzeb dziecka, kolejnymi odkrywczymi teoriami i wynalazkami, a samym bezbronnym dzieckiem. W tym chaosie stają się niepewni, przestają wierzyć we własne kompetencje rodzicielskie. Pojawia się frustracja, konflikty rodzinne, wielki stres rodziców i dziecka. Dalej są już tylko kolejne komplikacje.

Po chwili zastanowienia widać, że to nielogiczne. Natura nie stworzyłaby w toku ewolucji takiego gatunku istot, którego potomstwo doprowadzałoby do szału swoich rodziców (por. J.Liedloff). To cywilizowane życie i intelekt zakłóciły naturalny tok i porządek.  Zmienił się świat, życie, zmieniły się obyczaje, zmieniły się możliwości techniki i medycyny. Ale przebieg rozwoju człowieka pozostał niezmienny. Przez miliony lat, w toku ewolucji, natura wykształciła w nas niezmienne mechanizmy, które pozwalają nam urodzić się, przetrwać i zaadaptować w środowisku, w którym żyjemy. Dzięki temu możemy uczyć się coraz trudniejszych umiejętności.
Według tych samych mechanizmów rozwijał się nasz prapradziad i będzie rozwijał się nasz praprawnuk.
Współczesna wiedza wprowadziła jednak wiele sposobów działania (np. "usprawniania" czy "ułatwiania" porodu), które zakłócają wrodzone instynkty, naturalny ład i porządek.
Frederick Leboyer, wielki francuski położnik i humanista, pilny obserwator i badacz rozwoju dziecka od poczęcia już w latach 70-tych XX w. powiedział – rzeczy są proste, to umysł je komplikuje.
Kilka słów o podstawowych instynktach
Kilka słów odświeżenia o tym, o czym wszyscy wiemy, tylko niektórzy zapomnieli.
Podstawowe instynkty przetrwania wykształcone na drodze ewolucji gatunku, to oddychanie, odżywianie i wydalanie. Ich obecność i jakość, czyli prawidłowe działanie podstawowych funkcji życiowych, wskazuje na dojrzałość i gotowość jednostki do samodzielnego życia i adaptacji w środowisku pozałonowym.
Jakakolwiek dysfunkcja tych funkcji życiowych, świadczy o zakłóceniach we wczesnym rozwoju i może zwiastować ryzyko późniejszych problemów lub nawet bardzo poważnych zaburzeń na kolejnych etapach życia.

W wyniku tych zakłóceń mogą więc pojawić się zaburzenia:
- w rozwoju mowy, logopedycznych, z jąkaniem
- trudności szkolnych -dysleksja, dysgrafia,
- koncentracji uwagi, zapamiętywania i uczeniem się,
- zaburzeń zachowania (ADHD),
- problemów ortopedycznych (wady postawy, choroby kręgosłupa, stawów, bioder),
- dolegliwości psychosomatycznych – znak naszych czasów (alergie, bóle głowy, bezsenność, choroby krążenia, ciśnienia),
- psychicznych problemów zdrowotnych – coraz częściej diagnozowanych już u dzieci (lęki, fobie, nerwice, depresja, bulimia, anoreksja),
- zaburzenia osobowości i relacji z ludźmi (problemy, a nawet patologie rodzinne i społeczne).

Pierwsze życiowe funkcje nie bez powodu pojawiają się w ustalonej kolejności - oddech, odżywianie i wydalanie.
Oddech
Funkcja dotlenienia każdej komórki organizmu znana jest wszystkim. Ewentualnymi medycznymi problemami z oddechem noworodka zajmą się lekarze.
Jednak oddech, to nie tylko sprawa życia i zdrowia. Rytm oddechu to początek wielu biologicznych rytmów. To rytm, który w kilka chwil po porodzie powinien skoordynować się ze ssaniem, później z połykaniem. Od koordynacji ssania, oddychania przez nos i połykania zależeć będzie sukces w naturalnym karmieniu. W konsekwencji wypracowanie rytmu głodu i sytości, regularności jedzenia i wydalania, a dzięki temu ustalenie regularności godzin snu i aktywności noworodka. Dalej to podstawa, bardzo ważnego dla większości rodziców, uporządkowanego rytmu dobowego – dnia i nocy. Stopniowa, spokojna adaptacja (indywidualna dla każdego dziecka), pozwala wyregulować indywidualne i osobnicze reakcje, rytmy i zachowania. Z czasem organizm osiąga biorytm zgodny z naturą środowiska, w którym żyje – zegarem, porami roku, kalendarzem.
Prawie wszyscy znamy kłopot z adaptacją po zmianie czasu zimowo-letniego, potrzebą kilku dni na adaptację po powrocie z urlopu itp. To zachwianie naszej stałości daje o sobie znać.
Spokój, kolejność zdarzeń, uporządkowanie i powtarzalność już noworodka uczy przewidywalności i zapewnia mu poczucie bezpieczeństwa. Dzięki temu dziecko uczy się poczucia czasu – tego co było lub tego, co będzie się działo. To podstawa umiejętności planowania i podejmowania decyzji w przyszłości.
Zrytmizowanie pierwszych, instynktownych i powtarzalnych umiejętności, to pierwotna podstawa wielu życiowych rytmów i organizacji w szerokim znaczeniu.
Koordynacja fizyczna to zgrabność ruchowa konieczna przy każdej codziennej czynności. Wzrokowo-ruchowa konieczna przy chodzeniu, posługiwaniu się rękami, nauce czytania i pisania, uprawianiu sportów. Koordynacja słuchowa to warunek prawidłowego rozwoju mowy, intonacji i melodyki, nauki liczenia i czytania, nauki języków. A koordynacja słuchowo-ruchowa, to np. poczucie rytmu w ruchu i w tańcu.
To umiejętności osiągane stopniowo i hierarchicznie. Każda trudniejsza pojawia się dzięki opanowaniu łatwiejszej. W przyszłości umożliwiają radzenie sobie w coraz trudniejszych i coraz bardziej wymagających sytuacjach życiowych.
A jedyny moment dla dobrego startu tego procesu, to pierwsze chwile po porodzie. Już nigdy w życiu, na żadnym etapie rozwoju, nie pojawi się druga szansa na opanowanie prawidłowego, regularnego oddechu w biologicznym rytmie.
Biologiczny rytm oddychania jest dostosowany do aktualnych potrzeb organizmu. Raz bywa wolny, raz szybki. Głęboki lub płytki. Krótszy lub dłuższy.
Dlatego pierwsze, jakiekolwiek problemy noworodka z oddychaniem po porodzie, nawet te, które zostały szybko opanowane z medycznego punktu widzenia, mogą mieć znaczący wpływ na późniejsze umiejętności, stan zdrowia, zachowanie, rozwój mowy, koncentrację, pamięć, naukę czy rozwój fizyczny i ruchowy.
Rytm oddychania po porodzie w kilka lub kilkanaście minut powinien automatycznie skoordynować się ze ssaniem. Drugą życiową funkcją.

SSANIE

Wg niektórych źródeł (S. Goddard- Blythe) już od 12-go tygodnia rozwoju płodowego można zaobserwować próby ssania kciuka u dziecka płodowego. Po przyjściu na świat, to najsilniejszy, najbardziej aktywny i najważniejszych ze wszystkich odruchów. Najważniejsza instynktowna potrzeba to ssanie.
To król wśród instynktownych, odruchowych, najwcześniejszych umiejętności. Dziś potocznie niesłusznie kojarzony głównie z odżywianiem. Z powodu powszechnej gloryfikacji wokół naturalnego karmienia noworodka inne, ważniejsze funkcje odruchu ssania są niedoceniane i zostały całkiem zapomniane.
W przypadku problemów z naturalnym karmieniem z powodu dysfunkcji ssania, noworodka można odżywiać na różne inne sposoby – butelką, „po palcu”, strzykawką lub w końcu dojelitowo.  

Ale zadania odruchu ssania, to nie tylko odżywianie.
Zaczyna bardzo silnie działać najdalej kilkanaście minut po porodzie i ta jego pasja trwa kilka godzin, po czym zwykle zdecydowanie słabnie. Dlatego noworodki, które z konieczności muszą być rozdzielone z mamą w pierwszych godzinach po porodzie, często maja problem ze ssaniem piersi przy zbyt późnych próbach. Dlatego warto jak najszybciej pozwolić dziecku ssać pierś, wykorzystując jego naturalny instynkt. Aby wywołać laktację mama może stosować laktator, choć najlepszym sposobem jest jak  przystawianie do piersi dziecka. Karmić piersią mogą nie tylko biologiczne mamy, adopcyjne również. Dziecko może nauczyć się ssania z piersi nawet po 2-4 tygodniach stosowania ssania z butelki.
 Pierwsze ssanie nie służy jedzeniu. Noworodki po przyjściu na świat nie są głodne. Dlatego, że pierwszym zadaniem ssania jest uspokojenie. To jedyny, wrodzony sposób uspokojenia. Po przejściach i silnie stresujących przeżyciach okołoporodowych, zadaniem ssania jest wyciszenie i uregulowanie całego organizmu.
W tym momencie, gdy noworodek ssie pierś, z konieczności musi oddychać przez nos. Wtedy naturalnie organizuje się koordynacja ssania z oddychaniem przez nos. Dopiero w następnej kolejności pojawia się połykanie.
Prawidłowa koordynacja ssania, oddychania przez nos i połykania, to warunek naturalnego, spokojnego karmienia piersią.
Niemowlęta, które mają problem ze ssaniem piersi lub są przy tym niespokojne, to często dzieci z brakiem tej koordynacji.
Niedocenianą funkcją ssania jest regulacja całego organizmu. Od reakcji hormonalnych, przez fizjologiczne, pracę organów wewnętrznych, stan fizyczny, emocjonalny aż po zachowanie.
Ssanie ma szczególne znaczenie dla prawidłowego działania układu pokarmowego. Usprawnia i reguluje pracę przełyku, żołądka i jelit. Dlatego wiele dzieci po karmieniu potrzebuje dłużej possać pierś „na pusto”, bez jedzenia. To sytuacja, którą mamy nazywają „wiszeniem przy piersi”.
Niektóre niemowlęta w trakcie karmienia zaczynają zachowywać się niespokojnie. Z doświadczenia wynika, że jeśli na kilka chwil dostaną smoczek po to, żeby tylko possać, bez jedzenia, za chwilę spokojnie, i z własnej woli wracają do jedzenia jeśli go jeszcze nie zakończyły. W tej sytuacji odruch ssania wspomaga pracę układu pokarmowego – przełyku, żołądka i jelit. Dopiero po całkowitym nasyceniu się dziecko spokojnie puszcza pierś. W tym momencie zakończyło jedzenie, a zaczyna się proces odżywiania. I nie wolno mu w tym przeszkadzać.
Mało kiedy dziecko usypia bezpośrednio po jedzeniu. Ono leży w bezruchu z zamkniętymi oczkami, bo ogranicza wszelką aktywność na rzecz układu pokarmowego. Tam kieruje całą swoją energię, uwagę i siły. Zwykle nie ma potrzeby prowokowania go do tzw. „odbicia”, bo to zakłóca jego najważniejszy proces życiowy. Najlepiej pozwolić mu kilkanaście minut pozostać w błogostanie i bezruchu w czułych ramionach mamy do chwili, aż zaśnie lub spontanicznie zacznie delikatnie poruszać się, przeciągać i otwierać oczy. To bardzo ważny czas dla naturalnego, spokojnego przełykania, przyswajania pokarmu i trawienia.
Bardzo często w trakcie karmienia lub bezpośrednio po nim następuje wypróżnienie. To odruch ssania pobudza pracę jelit i ułatwia wydalanie.
Dzieci, które mają możliwość ssania według własnych, naturalnych potrzeb, zwykle nie mają problemu z powszechnymi dziś „kolkami”. Również zwykle nie wymagają tzw. „odbijania”, które wymyślili dorośli, zakłócając tym naturalne mechanizmy fizjologiczne.

Dlaczego lepsze jest karmienie piersią niż przez smoczek?

Nie tylko z powodu unikalnych wartości pokarmu matki. Ssanie piersi przy jedzeniu uruchamia ok. 220 drobnych mięśni ust, języka, podniebienia i gardła ale też twarzy, głowy, szyi, karku i klatki piersiowej, łącznie z przeponą. Te mięśnie poruszając się, mechanicznie stymulują nerwy czaszkowe, których 12 par wychodzących z mózgu, unerwia wszystkie główne organy wewnętrzne – serce, żołądek, śledzionę, wątrobę, trzustkę, nerki i inne. Dlatego aktywność odruchu ssania piersi przy jedzeniu ma radykalne znaczenie dla rozwoju, regulacji działania i stanu całego organizmu.
Karmienie przez smoczek uruchamia tylko ok. 40 mięsni głównie oralnych. Często słyszy się, że dziecko, które spróbowało łatwiejszego karmienia przez smoczek, nie chce lub niechętnie wraca do karmienia piersią. Ono nie dokonuje świadomie takiego wyboru. To łatwiejszy sposób jedzenia, który jednak zakłóca naturalne, fizjologiczne czynności organizmu.
Ssanie jest jedyną wrodzoną możliwością samouspokajania (T.Brazelton). To znaczy, że reguluje nie tylko fizjologiczne czynności ale również ma bezpośredni wpływ na stan emocjonalny.
Noworodek i niemowlę nie potrafi samo uspokoić się inaczej niż przez ssanie. Te dzieci, którym odmawia się tej możliwości, potrzebują do uspokojenia pomocy od opiekunów. Wtedy często zaczyna się błędne koło i wielka frustracja dziecka i rodziców. Na rękach nie „bo się przyzwyczai” (mit!), smoczek nie „ bo…… (proszę wstawić dowolny z wielu mitów na temat smoczka)”.
Dzieci nie potrzebują smoczka. One potrzebują ssania. Smoczek tylko im to umożliwia. Same go wypuszczają kiedy odruch ssania spełni swoją uspokajającą rolę.
Te niemowlęta, które śpią ze smoczkiem lub trzymają go w ustach bez potrzeby, szybko przyzwyczają się do niego. Ale przecież same tego nie wymyśliły. To rodzice przyzwyczają dzieci do smoczków.
Jeśli dziecko bardzo często potrzebuje ssać to raczej należy poszukać przyczyny jego niepokoju niż odbierać możliwość uspokojenia.
Usta i cała okolica oralna, to najbardziej unerwione części ciała noworodka. Doświadczenia płynące z ust przekazywane są jako informacje do mózgu i kształtują pierwszy obraz świata.
Odruch ssania ma trzy składowe elementy z różnymi zadaniami rozwojowymi :
- usta i czubek języka dla rozpoznawania obiektu – kształtu przedmiotu, jego wielkości, twardości, temperatury czy smaku. Dlatego często, rozpoczynając ssanie, niemowlę porusza główką, sprawdzając sytuację. Zwykle takie zachowanie niepokoi karmiące mamy, które niesłusznie odczytują je jako niepokój (mit!),
- środek języka do wyciskania pokarmu z sutka. Ta część języka masuje receptory na podniebieniu, które są bezpośrednio połączone z układem limbicznym. To ta część mózgu, od której zależy stan emocjonalny, zapamiętywanie, a w przyszłości planowanie, podejmowanie decyzji, jakość relacji z ludźmi, a nawet seksualność i emocje związane z seksem.
- tył języka służy przesuwaniu pokarmu do gardła lub odruchowi obronnemu.
Wszystkie czynności oralne służą w przyszłości rozwojowi mowy, bo ćwiczą:
- tor oddechowy i regulację wdechu/wydechu do mówienia,
- mięśnie oddechowe klatki piersiowej i przepony,
- mięśnie ust i języka,
- mięśnie mimiczne twarzy.
Dzięki przedniej części odruchu ssania kiedyś w przyszłości pojawią się głoski m, p, b. Środkowa część języka umożliwi głoski t, d, c. Tył języka to praca nad głoskami gardłowymi k, g, h.
Rewolucyjnym odkryciem francuskich badaczy, dosłownie z ostatnich lat, jest to, że niemowlęta potrafią nawet dokonywać wyboru właśnie sposobem ssania.
W naukowych badaniach podłączano smoczek do urządzenia, które przy ssaniu uruchamiało dźwięk ludzkiego głosu. Dzieci częściej wybierały silniejszy sposób ssania, który uruchamiał dźwięk głosu mamy, a nie obcego głosu.

Dlatego wszelkie nieprawidłowości odruchu ssania lub związane ze ssaniem, mogą być zwiastunem późniejszych problemów. Na bardzo wczesnym etapie rozwoju nie jest możliwe jednoznaczne ich określenie. Bo jeśli aktywność odruchu ssania jest miarą neurorozwojowej dojrzałości, a jego biologicznym zadaniem jest pobudzanie i stymulacja pracy mózgu, całego układu nerwowego, pracy organów wewnętrznych, sfery fizycznej, regulacja stanów emocjonalnych, to jego dysfunkcje lub zaburzenia mogą być poważnym sygnałem alarmowym o ryzyku zaburzeń na każdym etapie i poziomie rozwoju.
Przykład:
Niezaspokojony/niewygaszony odruch ssania może być przyczyną wzmożonego napięcia mięśni wokół stawów skroniowo-żuchwowych, i nieprawidłowego zgryzu. To sprawa estetyki i problemów ortodontycznych. Ale przez te stawy przebiega ok. 50% nerwów czaszkowych dlatego ten stan w przyszłości może być przyczyną niewyjaśnionych bólów głowy, nudności czy trudno leczących się problemów laryngologicznych.
Ponieważ wzmożone napięcie mięśniowe żuchwy przenosi się na mięśnie karku, dalej na mięśnie barków, z czasem przenosi się na mięśnie pleców wzdłuż kręgosłupa. Długotrwałe, nieświadome napięcie całego łańcucha mięśniowego może być pierwotną przyczyną późnych problemów ortopedycznych.
W konsekwencji utajonych zmian mięśniowych, zmienia się też ustawienie kości miednicy, która w nieprawidłowym ułożeniu naciska na mięśnie odbytu, z czasem powodując np. zaparcia i hemoroidy.
Zmiana ustawienia miednicy powoduje dysfunkcje i bóle bioder, problemy ze swobodnym poruszaniem się, bóle stawów kolanowych, nieprawidłowe ustawienie stawów skokowych czyli zaburza statykę i reakcje posturalne całego ciała.
Trudno skojarzyć te dolegliwości wieku dojrzałego z problemami ze ssaniem w okresie niemowlęcym.

Objawy dysfunkcji odruchu ssania i okolicy oralnej:
- brak lub słaby odruch ssania u noworodka (brak reakcji na dotyk ust),
- problemy ze ssaniem piersi,
- szarpanie lub gryzienie sutka,
- krztuszenie się przy karmieniu,
- powtarzający się odruch wymiotny,
- stale uchylone usta,
- wysunięty język,
- częste lub stałe poruszanie językiem,
- silne ślinienie się (jeszcze przed ząbkowaniem),
- płytki odruch ssania,
- zaciskanie ust,
- niechęć do ssania smoczka.
Noworodek nie wie, że na świece zastanie cudowną pierś mamy, smoczek lub własny paluszek. Ale ma bardzo silny instynkt ssania. Jeśli wszystkie noworodki na świecie robią wszystko, żeby ssać to znaczy, że natura wyposażyła je w ten mechanizm. Ponieważ w naturze nic nie dzieje się przypadkiem, to każda wrodzona czynność ma swoje wyspecjalizowane zadania.
To intelekt dorosłych wymyślił, żeby dzieci wychowywać bez ssania (również smoczków), a pozwalać im ssać tylko przy jedzeniu i najlepiej co 3 godziny.
TAM, GDZIE PRZESTAJE BYĆ ZASPOKAJANA NATURALNA, WRODZONA I EWOLUCYJNIE ZAKODOWANA POTRZEBA, TAM ZATRZYMUJE SIĘ ROZWÓJ. (Jane Liedloff)

Już u noworodków i niemowląt można obserwować takie dysfunkcje, które zaburzają rozwój emocjonalny i psychiczny, umiejętność budowania więzi i relacji z ludźmi i światem zewnętrznym.
DOTYK
Wszystkie noworodki są bardzo wrażliwe sensorycznie. Raptowne lub nadmierne dźwięki, światło, nawet zapachy lub zmiany temperatury czy pozycji, mogą wywołać niepokój. Ale dotyk, to pierwszy, osobisty kontakt ze światem zewnętrznym. Nadmierne reakcje i niespokojne zachowania w odpowiedzi na dotyk, to ryzyko problemów emocjonalnych lub psychicznych w przyszłości.
Są dzieci, które nie lubią przytulania, prężą się trzymane na rękach, sztywnieją dotykane, odpychają się w odpowiedzi na bliskość fizyczną, wydaje się, że wolą samotnie spędzać czas w łóżeczku niż wtulać się w ramionach rodziców, trudniej uspokajają się przytulane niż odłożone. One nie mają wrodzonej przytulności (T. Brazelton) z powodu nadwrażliwości na dotyk (Jane Ayres). To często dzieci, które z czasem okazują się mieć wzmożone napięcie mięśniowe. To napięcie zwykle jest objawem stresu związanego z nadwrażliwością dotykową, a nie dysfunkcją mięśniową. Dlatego często niesłuszne jest kierowanie ich na rehabilitację.
W skrajnym przypadku ta nadwrażliwość przybiera postać obronności dotykowej (J. Ayres), która powoduje permanentny stres i może być przyczyną niezrozumiałych zachowań, dolegliwości niemowlęcych (np. alergia, kolki, problemy ze snem) oraz pierwotną przyczyną chorób, które ujawniają się nawet w dojrzałym wieku jako choroby psychosomatyczne lub nawet psychiczne.
Paradoksem tej sytuacji jest to, że dziecko z obronnością dotykową niczego bardziej nie potrzebuje niż dotyku i niczego bardziej nie unika niż właśnie dotyku. Chaos w komunikacji z dzieckiem prowadzi do tego, że matka nie rozumie jego sygnałów, traci poczucie pewności i wiary w swoje kompetencje macierzyńskie. Często nabiera przekonania, że jest złą matką, bo nie umie przytulać swojego dziecka. Z wielkim bólem i rozczarowaniem przestaje je przytulać i zajmować się nim z czułością, a konsekwencją tego może być zaburzona jej więź z dzieckiem.
Nadwrażliwość na dotyk i obronność dotykowa mają ogromny wpływ na cechy osobowości i relacje społeczne. Najbardziej zaburzają rozwój emocjonalny i psychiczny.

Pierwsze prawidłowe relacje społeczne to kontakt wzrokowy.
Już bezpośrednio po porodzie noworodki potrafią długo i głęboko wpatrywać się w twarz mamy. Z każdym dniem ta potrzeba jest coraz większa, bardziej doskonała, trwa coraz częściej i coraz dłużej. Badania zachowań noworodków wskazują, że one zdecydowanie preferują widok ludzkiej twarzy niż martwego przedmiotu.
Niemowlę, które nie szuka kontaktu wzrokowego, nie potrafi go choć krótko utrzymać, ucieka wzrokiem w bok lub lepiej utrzymuje wzrok na przedmiotach niż w ożywionym kontakcie, to dziecko ryzyka późniejszych zaburzeń emocjonalnych lub nawet psychicznych.
Mózg noworodka i niemowlęcia jest bardzo plastyczny. Rozwija się intensywnie i w każdej chwili - minucie, godzinie, tworzy nowe możliwości. Szczególnie pierwsze doświadczenia zostawiają trwały ślad w nieświadomej jeszcze pamięci. To wielka szansa dla celowego działania na rzecz rozwoju. Zapewniając noworodkowi i niemowlęciu otoczenie stosowne do jego potrzeb i możliwości oraz bardzo łagodną stymulację można wspierać jego rozwój. Takie działania szczególnie wskazane są dla dzieci ryzyka zaburzeń.
Dlatego tak ważne, by w pełni zaspokajać naturalne potrzeby noworodka i niemowlęcia. Współczesne tendencje do traktowania dziecka jak małego dorosłego są przyczyną wielu problemów wymagających interwencji medycznych lub terapeutycznych .
Im wcześniej zostaną rozpoznane objawy dysfunkcji i zostanie włączona wczesna, łagodna stymulacja, tym mniejsze ryzyko późniejszych zaburzeń rozwojowych. Proste działania, dostosowane do indywidualnych możliwości dziecka, które wykonują rodzice pod kierunkiem terapeuty, wspierają rozwój układu nerwowego. Dlatego wskazane są dla wszystkich dzieci, bez względu na to, w jakiej kondycji przyszły na świat. Nawet noworodki z widoczną niepełnosprawnością fizyczną czy psychiczną, odpowiednio stymulowane, będą wzmacniać swoje silne strony w rozwoju.
Wczesna stymulacja to szansa na uniknięcie lub zmniejszenie takich problemów zdrowotnych, które w przyszłości wymagają specjalistycznego leczenia - alergie, problemy ortodontyczne, ortopedyczne, neurologiczne, choroby psychosomatyczne, trudności wychowawcze czy problemy szkolne.
Jednak najtrudniejsze komplikacje życiowe wynikające z wczesnej niedojrzałości neurorozwojowej, to problemy emocjonalne i psychiczne. To one zdecydowanie obniżają jakość życia, zakłócają więzi i relacje społeczne, są przyczyną wielu osobistych niepowodzeń i porażek życiowych.
Zwykle w szkołach rodzenia i w licznych mediach przekazuje się informacje optymistyczne, często oparte na utrwalonych przez pokolenia mitach o zdrowych, pulchnych i różowych noworodkach, które śpią, jedzą i uśmiechają się, nie przygotowując rodziców na ewentualność pokonywania trudności. Taki wyidealizowany obraz rodzicielstwa i noworodka może kształtować fałszywy obraz rzeczywistości. Konfrontacja z trudnościami dnia codziennego bywa przyczyną wielu rozczarowań, frustracji, depresji poporodowych i całej rzeszy niezrozumianych niemowląt.
Jeśli młodym rodzicom urodzi się dziecko wymagające szczególnej opieki, nie dość, że muszą poradzić sobie z kompletną zmianą swoich wyobrażeń i oczekiwań, to po wyjściu ze szpitala położniczego czują się zagubieni, osamotnieni, nawet bez pomysłu, do kogo mają zwrócić się o specjalistyczną pomoc. A jeśli już trafią w tryby opieki medycznej, terapeutycznej i rehabilitacyjnej, to zwykle skupiają się na tym, że mają problemy z dzieckiem zapominając, że mają DZIECKO z problemami.
Intuicja rodziców, poparta ich naturalnym instynktem zaspokajania potrzeb dziecka, to najlepszy poradnik. Dlatego warto mniej skupienia poświęcić technikom „obsługi” dziecka i wyposażania go w komercyjne wynalazki, a więcej na czułości, bliskości i więzi.


BIBLIOGRAFIA
1. Ayres J. Uczenie się przez zmysły, wyd. PZWL 1998
2. Brazelton T.Berry – Emocjonalny i fizyczny rozwój twojego dziecka przez pierwsze lata życia: punkty zwrotne, wyd. Amber, 2002
3. Goddard-Blythe S. – Harmonijny rozwój dziecka, wyd. Świat Książki, 2006
4. Klein M. – Dlaczego niemowlęta płaczą, wyd. KDC, 2009
5. Liedloff J. – W głębi kontinuum, wyd. Kos, 2010
6. Maris D. – Zrozumieć niemowlę, wyd. KiW, 1996
7. Sunderland M. – Mądrzy rodzice. Zadbaj o prawidłowy rozwój emocjonalny swojego dziecka, wyd. Świat Książki, 2008

środa, 13 maja 2015

Jak radzić sobie z własnymi emocjami i jak uczyć tego dzieci. 30 maja ul Zakrzowska 27 Agnieszka Stein


psycholog dziecięcy Agnieszka Stein  http://agnieszkastein.pl/o-mnie/


Małe i duże emocje
30 maja 2015
11.00 – 16.00

Wrocław Centrum Inicjatyw Wszelakich
 ul Zakrzowska 29 w budynku Askot tel 784 193 312





Emocje często sprawiają kłopoty w relacjach między dorosłymi i dziećmi. Rodzice chcą wspierać dzieci w kontrolowaniu i wyrażaniu emocji, a bardzo często sami mają z tym trudności.
Warsztat będzie służył poszerzeniu wiedzy uczestników o tym, skąd biorą się emocje i jak można sobie z nimi skuteczniej radzić. Potrenujemy różne sposoby na opanowanie gorących emocji, zarówno swoich własnych jak i tych pojawiających się u dzieci.
Uczestnicy warsztatu dowiedzą się:
Jak można nauczyć dzieci korzystania z emocji?
Co dzieje się w mózgu dorosłego i dziecka, gdy przeżywa silne emocje i kiedy sobie z nimi radzi?
Będą też mieli okazję polubić wszystkie trudne emocje i docenić ich udział w swoim życiu  


sobota, 9 maja 2015

Dr Ferber kontra dr Sears, czyli o zasypianiu dzieci inaczej


Dr Ferber kontra dr Sears, czyli o zasypianiu inaczej

Pozwólcie, że zacznę od krytyki metody Ferbera promowanej między innymi w wątku "Każde dziecko może nauczyć sie spać", a do tego co w zamian proponuje dr Sears przejdę później tzn jak znajdę kolejne dwie godziny czasu na tłumaczenie z angielskiego....

Na czele listy złych rad jakie świeżo upieczeni rodzice dostają od wszystkich są różne wariacje metody pozwalania dziecku na wypłakanie się ( np. prezentowane w książkach „Każde dziecko może nauczyć się spać”. „Uśnij wreszcie”) Wszystkie bazują na metodzie zaproponowanej w latach 70-tych przez dr Ferbera. Na Zachodzie nazywa się ja „Ferberyzacją”. W Stanach można nawet usłyszeć pytanie „Czy sferberyzowaliście już swoje dziecko czy nie?” Metoda Ferbera sięga korzeniami książki napisanej jeszcze w XIX wieku przez Emmeta Holta, który jako pierwszy zalecił „wypłakiwanie się” jako metodę nauczenia dziecka samodzielnego snu.

Techniki te dają krótkoterminowy zysk i długoterminową stratę. Tracisz możliwość poznania i stania się ekspertem w stosunku do swojego dziecka. Dziecko traci możliwość zbudowania zaufania w środowisku, które zaspokaja jego potrzeby.
Stosowanie metod polegających na „wypłakiwaniu się” przez naukowo określoną liczbę minut może również spowodować zignorowanie medycznych przyczyn częstego budzenia się w nocy takich jak alergie pokarmowe, refluks czy zapalenie ucha.

Płacz dziecka jest sygnałem, zaprojektowanym specjalnie , aby umożliwić dziecku przeżycie. Jeśli nie odpowiadasz na niego i pozawalasz dziecku się wypłakiwać, oboje na tym tracicie – i ty i dziecko. Dlaczego? W pierwszych miesiącach życia dziecko nie potrafi w inny sposób komunikować swoich potrzeb jak tylko płaczem. Dzieci nie mają jeszcze wystarczająco rozwiniętej świadomości, aby móc zrozumieć czemu rodzice odpowiadają na jego płacz o trzeciej po południu a o trzeciej nad ranem już nie. Płaczące dziecko nigdy nie robi tego na złość tylko aby zakomunikować :„ Potrzebuję czegoś, coś tutaj nie gra. Proszę spraw aby znowu wszystko było jak trzeba.”

Płacz jest nie tylko wspaniałym wynalazkiem z punktu widzenia dziecka, ale także rodziców. Kiedy matka słyszy płacz dziecka w jej ciele zachodzą reakcje fizjologiczne: podnosi się ciśnienie krwi, polepsza ukrwienie okolic piersi, a towarzyszy temu biologiczny przymus wzięcia dziecka na ręce i uspokojenia go. W czasie gdy matka przytula dziecka uwalniane są hormony, które pozwalają jej obniżyć napięcie. Te biologiczne mechanizmy zaprojektowanego przez naturę systemu komunikacji matka-dziecko i wyjaśniają dlaczego osobie postronnej tak łatwo jest udzielać rad, aby dać się dziecku wypłakać, a matce tak trudno jest się do nich dostosować. Są one bowiem całkowicie sprzeczne z tym co mówi jej instynkt macierzyński.
Czy płakanie jest tylko denerwującym nawykiem dziecka , którego trzeba się pozbyć?  

Dzieci wcale nie mają żadnej przyjemności z płaczu, a powiedzenie, że płacz jest dobry, bo ćwiczy płuca można wsadzić między bajki. Dzieci płaczą tylko i wyłącznie wtedy kiedy jakaś ich potrzeba jest niezaspokojona. Płacz służy im do komunikacji , a nie manipulacji dorosłymi.


Ponieważ płacz jest językiem dziecka, dziecko , którego nikt nie słucha ma dwa wyjścia: albo płakać jeszcze głośniej i silniej, albo uspokoić się i stać się „dobry dzieckiem” ( czyli „cichym”). Jeśli nikt nie reaguje na płacz dziecka nauczy się ono jednej ważnej rzeczy: że nie może się porozumieć z rodzicami. Straci zaufanie jakie do tej pory miało do sygnału jakim był płacz, jak także zaufanie w to , że opiekun zawsze na ten sygnał odpowie. Tracimy w ten sposób bardzo ważny element relacji rodzic – dziecko, jakim jest wrażliwość na wysyłane przez nie sygnały. Ten brak komunikacji może spowodować, iż dziecko nie będzie mogło wykorzystać swojego pełnego potencjału emocjonalnego, fizycznego i intelektualnego. Badania naukowe udowodniły , że dorośli poddawani w dzieciństwie „ferberyzacji” maja wyższy poziom stresu niż osoby którym rodzice oszczędzili takich przyjemności. Jednak wobec badań tych można wysunąć jeden poważny zarzut: zbyt wiele zmiennych wpływa na to, czy dana osoba jest podatna na stres czy nie i na pewno nie można winić za to jedynie pozostawiania w łóżeczku w dzieciństwie.

Matka która zawsze intuicyjnie reaguje na płacz dziecka bardzo szybko uczy się rozróżniać różne rodzaje płaczu, a nawet mowę ciała dziecka, która poprzedza płacz. W związku z czym w miarę upływu czasu dziecko płacze coraz mniej, bo nie ma takiej potrzeby.
Co się dzieje, kiedy matka udaje głuchą na płacz dziecka I traktuje go jako narzędzie kontroli ze strony dziecka a nie komunikacji? Postępuje wtedy przeciwko podstawowym uwarunkowaniom biologicznym relacji matka- dziecko, traci wrażliwość na sygnały wysyłane przez dziecko i na to co podpowiada jej instynkt. W końcu dochodzi do etapu na którym płacz dziecka nie ma dla niej znaczenia Rośnie dystans między matka a dzieckiem i matka często staje się typem którzy pediatrzy określają „ panie –doktorze- co- ja- mam -robić?”. Od tego momentu w większość spraw będzie raczej słuchać książek niż siebie samej. Tak więc niesłuchanie i nieodpowiadanie na sygnały wysłane przez dziecko jest sytuacją stracił – stracił: dziecko traci zaufanie do opiekunów, a opiekunowie zaufanie w swoją własną wrażliwość i umiejętność słuchania instynktu.


Kolejny zarzut jaki można postawić metodom proponowanym przez Ferbera wywodzi się z teorii doboru naturalnego Darwina. Dla naszego gatunku naturalnym sposobem spania było spanie dziecka razem z matką przez kilka pierwszych lat życia. Matki przytulają dzieci, aby usnęły i potem na żądanie, gdy dziecko obudzi się w nocy. Kiedy dziecko zaczyna płakać, matka przytula je lub karmi piersią zazwyczaj nie budząc się do końca ze snu. Co tak na prawdę jest złego w spaniu razem z dzieckiem? Dr Ferber twierdzi, że nauczenie dziecka samodzielnego zasypiania pozwala mu „Zobaczyć siebie jako niezależną jednostkę”. Jest zupełnie niezrozumiałe : jak niby dziecko ma nauczyć się niezależności, będąc zamknięte w małym, ograniczonym szczebelkami łóżeczku pozbawione możliwości komunikowania się ze światem.

Według Ferbera jeśli pozwolisz dziecko, które boi się spać samo, spać z Toba w jednym łóżku, to „ Nie rozwiązujesz problemu, ponieważ musi być jakiś powód, stojący za tym, ze dziecko się boi”. A co powiecie na taki powód? Mozg dziecka został ukształtowany przez miliony lat doboru naturalnego podczas których matki spały ze swoimi dziećmi. Może więc, kiedy dziecko odkrywa, że jest zupełnie samo w nocy jest to dla niego coś absolutnie przerażającego ,gdyż może np. oznaczać ,że matka została w tym czasie pożarta przez jakąś bestię. Być może dlatego mózg dziecka został tak zaprogramowany aby w tym momencie zacząć krzyczeć jak najgłośniej, aby każdy krewny mógł znaleźć osamotnione dziecko i zająć się nim. Tak więc powodem dla którego dzieci pozostawione same brzmią jakby były przerażone, jest to że rzeczywiście są przerażone i wynika to z uwarunkowań biologicznych.

Druga szkodą jaką ferberyzacja wyrządza dziecku jest pozbawienie go nocnego karmienia piersią. Jak dotąd nie udowodniono ze 11 czy 12 godzinna przerwa w karmieniu nie wyrządza dziecku krzywdy, udowodniono natomiast ze pokarm nocny znacząco różni się od dziennego – jest bardziej kaloryczny i tłusty, co sprzyja m.in. prawidłowemu rozwojowi mózgu dziecka. Tak więc natura raczej nie planowała aby niemowlęta robiły sobie przerwę w nocy. Ferber twierdzi natomiast coś przeciwnego: „jeśli twoje trzy miesięczne dziecko budzi się w nocy bo jest głodne tzn że ma problemy ze spaniem”

Słuchaj tego co podpowiada ci twój instynkt, a nie przeczytanych w książce mądrości. Jeśli nie jesteś w stanie słucha dziecka płaczącego za ścianą to znaczy że to co się dzieje nie jest naturalne.

Korzystałam z:

htttp://www.askdrsears.com
http://www.naturalchild.com/articles/sleeping.html
http://www.slate.com/id/2020/



http://styl.fm/pytania/88936/dr-ferber-kontra-dr-sears-czyli-o-zasypianiu-inaczej

środa, 6 maja 2015

Język żyrafy – rozpoznawanie i wyrażanie uczuć i potrzeb


Pani dziecko jest niegrzeczne, owinęło sobie Was wokół palca, testuje Cię, robi Ci na złość ! ! !

Czy aby na pewno?

A może:

-  nie odczytujesz prawidłowo jego komunikatów ...

- nie obserwujesz jego zachowania z uwagą ...

- nie rozumiesz w danej sytuacji jego potrzeby/ źle ją odczytujesz/ interpretujesz


Chcesz się tego nauczyć?




http://dziecisawazne.pl/jezyk-zyrafy-rozpoznawanie-i-wyrazanie-uczuc-i-potrzeb/

Język żyrafy – rozpoznawanie i wyrażanie uczuć i potrzeb

W ostatnich latach dużo można usłyszeć o porozumieniu bez przemocy (ang. Nonviolet Communication, NVC). Jest ono nazywane również językiem empatii lub językiem serca, ponieważ opiera się na rozpoznawaniu uczuć i potrzeb - swoich oraz drugiej osoby - i na otwartym ich wyrażaniu. Przemoc jest zaś rozumiana jako każda forma wywierania wpływu, stawiania się ponad drugim człowiekiem, ignorowania jego potrzeb i uczuć (choć przemoc w komunikacji może być również kierowana wobec siebie samego, jeśli własne potrzeby i uczucia stawiamy na drugim planie).

jezyk-zyrafy3 

Żyrafa i szakal

Symbolem NVC jest żyrafa (stąd kolejna nazwa NVC – język żyrafy) – sympatyczne zwierzę, które ma największe serce spośród wszystkich ssaków lądowych. Przeciwstawia się jej szakala, który symbolizuje odmienny styl komunikacji – zawierający krytykę, osąd i agresję.
Bez względu na to, ile mamy lat, wszyscy potrzebujemy empatii i akceptacji, czyli otwartości na nasze potrzeby i gotowości do wysłuchania tego, co mamy do powiedzenia. Każdy z nas może wyrobić w sobie nawyki NVC. To kwestia uświadomienia sobie swoich utrwalonych sposobów porozumiewania się z ludźmi i kształtowania nowych, bardziej efektywnych, które prowadzą do budowania harmonijnych i satysfakcjonujących relacji.

Zbudujmy most

Poniższe wskazówki są pomocne w budowaniu porozumienia zarówno z dorosłym, jak i z dzieckiem, które dopiero uczy się sztuki dobrej komunikacji. Aby wspierać je w rozwijaniu języka serca, warto abyśmy przyjrzeli się najpierw swojemu stylowi rozmowy i zastąpili jej nieefektywne elementy konstruktywnymi nawykami, które pomagają zbudować most między nami a drugą osobą.
  1. Znajdźmy czas i uwagę dla drugiej osobyoderwijmy się od innych zajęć, skoncentrujmy tylko na tym, co mówi. To trudne, gdy czeka na nas masa pilnych spraw do załatwienia, ale jest kwestią naszego wyboru, czemu nadamy priorytet. Jeśli w danym momencie nie mamy możliwości, aby się skupić, powiedzmy o tym otwarcie – “Chciałbym z tobą porozmawiać, ale w tym momencie nie mogę, bo muszę zrobić pilną rzecz/ muszę chwilę odpocząć/ zebrać myśli. Porozmawiajmy za chwilkę/ za godzinę, dobrze?” (Ważne, abyśmy dotrzymali umowy).
  2. Zadbajmy o kontakt wzrokowy i zajęcie pozycji na równym poziomie – jeśli rozmawiamy z dzieckiem, schylmy się, kucnijmy, tak żeby być na jego poziomie; jeśli nasz rozmówca siedzi na niższym krześle, obniżmy nasz fotel – poczucie, że jesteśmy na równi, stwarza warunki do dobrej rozmowy.
  3. Pozwólmy mówić drugiej osobie - wysłuchajmy do końca, wstrzymajmy się od przerywania, nie dopowiadajmy. Czasami to bardzo trudne, bo w danym momencie ciśnie się nam na usta komentarz, boimy się, że zapomnimy, co chcieliśmy powiedzieć – dobre słuchanie wymaga od nas uważności i samodyscypliny.
  4. Gdy druga osoba skończy mówić, możemy zadać pytania, żeby upewnić się, czy dobrze ją zrozumieliśmy. Powiedzmy własnymi słowami to, co usłyszeliśmy lub po prostu powtórzmy dokładnie to, co powiedziała druga osoba – to wystarcza, żeby upewnić ją, że słyszymy ją tak, jak chciałaby zostać usłyszana. Bardzo ważny jest tutaj ton głosu, okazanie zainteresowania i nastawienienia na odbiór drugiej osoby.
  5. Zadbajmy o spójność tego, CO mówimy z tym, JAK mówimy – nasz ton głosu, mimika, postawa powinny podkreślać treść komunikatu. Jeśli np. chcemy wyrazić dezaprobatę, bądźmy poważni i stanowczy. Jeśli będziemy się w takiej sytuacji uśmiechać (żeby złagodzić komunikat), to nasz rozmówca będzie zdezorientowany.
  6. Okażmy zrozumienie i akceptację dla wszystkich uczuć, które przeżywa druga osoba – również tych trudnych. Nazywanie uczyć, które przeżywa druga strona, jest tym bardziej użyteczne, gdy chodzi o dzieci, które dopiero poznają język emocji i uczą się rozpoznawać własne stany. Ważne jest, aby nie narzucać przy tym swoich interpretacji i ocen tego, jak czuje się druga osoba – w swoich próbach empatycznego zrozumienia dajmy zawsze rozmówcy możliwość skorygowania naszego odbioru rzeczywistości.

NVC proponuje zasadę 4 kroków, które budują dobrą rozmowę:

1. Obserwacja – opisujemy zaobserwowane zachowanie, działania i fakty, bez oceniania i interpretacji. np.:
Kiedy odwracasz wzrok i wzruszasz ramionami gdy pytam cię, czy masz ochotę iść do zoo,
2. Nazwanie uczucia – domyślam się uczuć drugiej osoby i stawiam hipotezę:
to myślę sobie, że jesteś zły, zagniewany. Czy mam rację?
3. Wyrażenie potrzeby – domyślam się, jaka niezaspokojona potrzeba drugiej osoby przemawia przez jej zachowania i emocje i wyrażam swoje przypuszczenia:
Domyślam się, że możesz mieć żal za to, że wczoraj nie pozwoliłam ci obejrzeć razem ze mną filmu. Masz żal, bo chciałbyś decydować, jak spędzasz czas i spędzić go ze mną?
4. Prośba – formułuję ją za drugą osobę, pozostawiam możliwość skorygowania:
Czy dobrze rozumiem, że chciałbyś decydować, jak wspólnie spędzamy wolny czas?
Propagatorzy NVC podkreślają, że często wystarczy jedynie (lub aż) nazwać emocje i potrzeby drugiej osoby, żeby się uspokoiła i mogła poczuć, że jest dla nasważna i potraktowana ze zrozumieniem. To daje jej siłę do uporania się z trudnymi uczuciami i otwiera możliwość dalszej rozmowy.

Ja

Aby zadbać o siebie, ale nie zranić przy tym drugiej osoby, stosujmy komunikat Ja, który nie zawiera ocen, nie przykleja etykietek (“jesteś”), ale w rzeczowy sposób informuje o naszych uczuciach i potrzebach, i pozwala wyrazić życzenie wobec zachowania drugiej osoby. 4 kroki szczerego wyrażania siebie według języka NVC:
1. Obserwacja – opisujemy zaobserwowane czynności, działania i fakty, bez oceniania i interpretacji. np.:
Kiedy podnosisz na mnie głos,
2. Uczucie – wyrażamy swoje emocje:
czuję złość i jest mi przykro,
3. Potrzeba – wyrażamy, czego potrzebujemy:
bo potrzebuję od ciebie szacunku i spokojnej rozmowy.
4. Prośba – mówimy, co chcielibyśmy uzyskać od drugiej osoby (co może zrobić), żeby zaspokoić nasze potrzeby. Bardzo ważne jest, żeby określić konkretne działanie, umiejscowione w czasie i przestrzeni.
Proszę cię, żebyś mówił do mnie spokojnym głosem.
Na koniec przyjrzyjmy się różnicy między językiem żyrafy a językiem szakala w sposobie zwracania się do dzieci. Warto pamiętać, że to, w jaki sposób my się z nimi komunikujemy, ma zasadniczy wpływ na to, w jaki sposób one będą zwracać się do nas i innych ludzi.

B. Rosenberg, Porozumienie bez przemocy. O języku serca.Więcej o języku serca przeczytamy w m.in.:

  1. B. Rosenberg, Wychowanie w duchu empatii. Rodzicielstwo bez przemocy.
  2. Rosenberg, Rozwiązywanie konfliktów poprzez porozumienie bez przemocy.
  3. A. Żuczkowska, Dialog zamiast kar. 

wtorek, 5 maja 2015

Dialog z dziś

A i J  2 lata i 4 miesiące

J: Mamo, mamo włącz Kubuś miś
Mama: Nie wiem czy  mamy w domu komputer (zdarza się, że tata zabiera komputery do pracy i wtedy mamy dni bez bajek do oglądania, za to ok 30- 40 min więcej na czytanie :)
J: Chodź mamo, jest, pokażę Ci.
J podbiega do szuflady w której schowany jest komputer i woła: Jest hurrraa!

Mamo Ciuchcie :)

Mama: Chcesz obejrzeć bajkę "Stacyjkowo"? Zaraz sprawdzimy, czy tu jest.
A (do brata): J mama znajdzie, nie martw się.
J: Dziękuję A.

Są przesłodcy i bywają wobec siebie bardzo uprzejmi :)

Ok pół roku temu.  J sam wpadł na pomysł, w jaki sposób może ułatwić bratu wspinaczkę :)
Sposób okazał się rewelacyjny, od tego dnia bębny stoją dokładnie w tym miejscu, do dziś.

Przeczytajcie koniecznie:

http://dobrarelacja.pl/wyjdz-i-wroc-kiedy-sie-uspokoisz/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=wyjdz-i-wroc-kiedy-sie-uspokoisz